czwartek, 20 grudnia 2012

Albumowe podsumowanie roku

Nienawidzę robić muzycznych podsumowań... bo to nic łatwego z tony zachwycającej muzyki wybrać tą 'najbardziej'. Ale skoro wszyscy i skoro co roku to czemu nie ;)

1. Swans - The Seer
2. Archive - With Us Until You're Dead
3. Dead Can Dance - Anastasis
4. Amanda Palmer - Theatre Is Evil
5. Hahn & Hauschka - Silfra
6. Hey - Do Rycerzy, do Szlachty, doo Mieszczan
7. Alt-J - An Awesome Wave
8. Sigur Ros - Valtari
9. Crystal Castles - III
10. The XX - Coexist

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Deftones - Koi No Yokan


Hm...

Do Deftones mam sentyment - pamiętam ich jeszcze z czasów sountracka do pierwszego Matrixa! I od tamtych czasów za wiele się nie zmienili. Maja swój styl wypracowany, dobry, charakterystyczny i ten album też jest taki - wystarczy włączyć jakiś kawałek i od razu wiadomo że to oni. Jednak przy całości albumu może być to wadą - trzeba po prostu ich lubić bo fajerwerków na tym albumie nie ma, nie zachwyca, nie porywa... jakby próbują nowych elementów ale jest to cały czas dość zachowawcze, jakby bali się zrobić ten jeszcze jeden krok. Pytanie tylko czy muszą? Bo styl maja dobry - jest energia, kawałki są do siebie podobne ale całość nie nuży, nie nudzi... niby cały czas tak samo a za każdym razem inaczej. Jedyny element nieudany to 'klaskanie' w Polteregeist... sorry, ale to taki nieco Rubik wyszedł ;)

niedziela, 2 grudnia 2012

Archive - With Us Until You're Dead



Quietly fucked, quietly gone...

Połączenie trip-hopu i prog-rocka na pozór karkołomne u Archive się sprawdza doskonale. Od razu porywają kawałki utrzymane w niemal industrialowym klimacie Wiped Out i Violently. Album jednak nie do oceny po pierwszym przesłuchaniu -  dużo tam dziwnych momentów takich niby nie pasujących, niby pretensjonalnych, niby wstawionych na siłę ale orzekających za którymś przesłuchaniem - jak np. sekcja smyczkowa kończąca Conflict - nieco banalna ale zamykająca utwór idealnie i stanowiąca świetne przejście do Violently. Bo właśnie taki jest cały album - dużo się na nim dzieje i trzeba mu poświęcić trochę czasu i uwagi żeby poszczególne elementy ułożyły się w całość. Niestety album ma tez słabe strony jak najlżejsze Hatchet ale nawet mimo to po typowo trip-hopowym Soul Tired jednak włącza się całość ponownie... bo całość wciąga bardzo!

Perełką na albumie jest dla mnie Calm Now - uspokajające, wyciszające, niby nic oryginalnego a jednak urzeka połączeniem smyków, klawiszy i elektronicznego tła.

P.S. Recenzja na specjalne życzenie Gada :)

wtorek, 27 listopada 2012

Mt. Wolf - Life Size Ghosts EP


londyńska świeżynka...

Odkrycie przypadkowo zasłyszane w Trójce. Czteroosobowy zespół z Londynu tworzący w klimatach elektronicznych, określający swoja muzykę jako dreamfolk będący połączeniem instrumentalistyki z elektroniką. Dla mnie tym co zachwyca najbardziej jest wokal Kate Sproule - dźwięczny, delikatny, wręcz baśniowy, przepięknie ożywiający subtelną elektronikę w warstwie muzycznej. Całość sprawia wrażenie ciekawej i pełnej świeżych pomysłów muzyki. Jak na razie zespół wydał czteroutworową EPkę i muszę przyznać że zapowiadają się nieźle.

EPka do przesłuchania na ich profilu na soundcloud: soundcloud.com/mtwolf

piątek, 23 listopada 2012

Jesiennie...

czyli jak pięknie, jak smutno...

Taki właśnie jest koniec jesieni... kiedy złotych liści już nie ma a śniegu jeszcze nie ma... takie depresyjne zawieszenie między jedną a drugą pora roku... wtedy taka muzyka smakuje inaczej, pełniej, piękniej...

1. To chyba klasyk smutów! Zawsze przy okazji smutnych utworów się pojawia ale i tak muszę wspomnieć bo uwielbiam.To w oryginale jest fantastyczne ale w interpretacji Casha nabiera głębszego wymiaru - smutku doświadczenia, przemijania, nieodwracalności.



2. Ambientalana wariacja na temat Trenów Kochanowskiego. Ambientalna ale i minimalistyczna w swej ambientalności - bez przesadzonej elektroniki, subtelnie, z delikatnymi wokalizami, smutno, żałobnie...



3. Stara dobra Anathema. Ten zespół potrafił kiedyś nagrywać takie utwory - ciężkie, gitarowe, emocjonalne... mam po prostu do nich sentyment.



4. Tego pewnie nie znacie... sama znalazłam to kiedyś przez przypadek - tytuł mówi wszystko. W ogóle Elliot potrafi być mocno depresyjny -  polecam.



5. Delikatnie, bardziej w klimatach melancholinych niz depresyjnych... ale to tez dobry czas na melancholię!



6. Na koniec mój ulubiony utwór DCD - przepiękne zamknięcie atmosferycznego Within the realm of a Dying Sun. Dla mnie najpiękniejszego ich albumu... albumu magicznie duchowego, mrocznego, przejmująco smutnego...  albumu wielkiego!



poniedziałek, 19 listopada 2012

Crystal Castles - III


And you’ll never be pure again... 
Dla mnie najlepszy album Crystal Castles. Dla mnie w ogóle najlepszy album 2012 z szeroko pojętej elektroniki. Po pierwszym przesłuchaniu dziwny, za dziwny - chaotyczny, za mocno pocięty, miejscami przesadzony... ale później... z każdym kolejnym przesłuchaniem coraz piękniejszy. Całość do wsłuchania się w kalejdoskop dźwięków brudnych, ostrych, intrygujących, z wokalem wtopionym w całość niczym kolejna warstwa sampli. Na albumie jest właściwie wszystko - chwytliwe bity, elementy lat 80, drażniące fragmenty, wyciszające momenty a wszystko to o dziwo tworzy spójną całość. I właśnie do słuchania w całości bo utwory pojawiające się przed wydaniem albumu mnie nie zachwycały - teraz nie potrafię wskazać słabszych elementów III. Zachwyt totalny.

niedziela, 18 listopada 2012

Z małego domku...

na niedzielę dla islandomaniaków

Największym islandzkim festiwalem muzycznym jest Iceland Airwaves odbywający się corocznie jesienią w Reykjaviku. Na festiwalu można usłyszeć nie tylko największe gwiazdy islandzkiej muzyki ale również muzyków spoza wyspy. W tym roku jednym z miejsc w którym odbywały się koncerty był Eldhús: The Little House of Music czyli mały domek muzyki. Dosłownie mały domek, drewniany, postawiony na jednym z placów Reykjaviku, w którym grali najbardziej znani młodzi islandzcy wykonawcy. Koncerty można obejrzeć na kanale vimeo Inspired by Iceland - z ciekawszych m.in. Ólafur Arnalds, Sóley, Prinspóló, Dikta i Tilbury.

Ólafur Arnalds: Live from the Little House of Music from Inspired By Iceland on Vimeo.

Sóley: Live from the Little House of Music from Inspired By Iceland on Vimeo.

Prins Polo: Live from the Little House of Music from Inspired By Iceland on Vimeo.

Dikta: Live from the Little House of Music from Inspired By Iceland on Vimeo.

Tilbury: Live from the Little House of Music from Inspired By Iceland on Vimeo.


piątek, 16 listopada 2012

How To Destroy Angels - An Omen EP


jednak miłość ogłupia...

Trent Reznor jest najlepszym przykładem na to że ożenek niektórym mężczyznom wybitnie nie służy. Bo o ile Pani Mariequeen może i jest dobrą żoną to wokalistką średnią. A zatrudniać nienajlepszą wokalistkę do obiecującego materiału... Panie Reznor, to się nie godzi! Muzycznie EPkę można by zakwalifikować jako słabszy materiał NIN ale wokalnie niestety nie tak jak być powinno. I to nawet nie chodzi o popowy styl (który mnie osobiście drażni) ale przy słabszym materiale to jednak należałoby czymś go 'poprawić' a tak wyszło niestety średnio. Zdecydowanie najmocniejszym punktem The Loop Closes -  taki nie do końca NINowy, bardziej w klimacie Trenta solowo z sountracków, nie zachwyca ale też nie jest źle... reszta jednak mocno poniżej oczekiwań. Szkoda.

Jak ktoś ciekawy to stream albumu TUTAJ